To jest forum gry Amadrea (wersja beta:P)
Ja bym zrobił coś oryginalnego. Początek ery = start qesta
Opisówka jako zaczątek historii świata.
Armada statków handlowych wypłynęła z portu na otwarte morze. Kapitan Dumnej Perliczki był najwyraźniej usatysfakcjonowany pomyślnymi wiatrami pchającymi jego statek wprost do celu – oddalonej o setki mil morskich metropolii, gdzie zamierza rozładować ładownie i spieniężyć wszystko za psi grosz, łącznie ze statkiem, by zacząć nowe życie.
- Dalej parszywe świnie – ryknął do marynarzy leniwie wciągających żagle. – pól porcji rumu! Albo nie! Ćwierć! Niech to was nauczy przykładać się do roboty!
W przypływie gniewu zdzielił jednego z pasażerów po grzbiecie. Ten skulił się spłoszony na deskach pokładowych zasłaniając twarz i resztę ciała rękoma. Dalsze ciosy jednak nie nastąpiły. Przerażony głos marynarza z bocianiego gniazda rozdarł parne powietrze:
- Fala!
I nim słowa ucichły, potężna siła zwaliła rosłego kapitana z nóg. Ciało jego znalazło się pod wściekle spienioną grzywą żywiołu. Bezładnie przetoczył się przez pól pokładu, zatrzymując się u wejścia do ładowni. Szybko pozbierał się na kolana, na jego twarzy malowała się jeszcze większa wściekłość niż uprzednio:
- Patałachy! Nędzne żółtodzioby! Czego się gapisz! – z zadziwiającą szybkością znalazł się przy młodzianie przyglądającym się całemu zajściu z nieukrywaną satysfakcją i kopnął go z całych sił w udo – do roboty! Żagle na maszt!
Jakby znikąd o dziób okrętu z wielką siłą rozbiła się kolejna fala. Za nią następna, trochę większa. Piana wściekle pryskała na pokład brocząc jak dotąd suche ubrania marynarzy. Zimny powiew wiatru zerwał kapelusz kapitana i poniósł go za prawą burtę. Nagle okręt zaczął kołysać się na prawo i lewo zmieniając co rusz kurs, nie reagując na usilne starania sternika. Wściekłe wrzaski kapitana zostały zagłuszone przez huk bezlitosnego oceanu. Później już tylko czerń, spokój i martwa cisza. Nikt nie wie ile dni minęło i jakim kursem poruszały się statki. Ci, co ostanie resztki świadomości zachowali, opowiadali o spokojnych i bezwietrznych wodach, które same, bez ingerencji prądów poruszały statkami z zawrotną prędkością. Opowiadali o zjawach przemykających co chwila nad mijanymi akwenami, o dziwnych istotach pływających zaraz pod powierzchnią wody, o setkach świateł daleko na horyzoncie i wielkich, skrzydlatych bestiach latających wysoko na niebie.
Po długim czasie bez najmniejszego zefirku, gdy zapasy wody zaczynały się kończyć, a o rumie można było tylko marzyć lub śpiewać, horyzont począł się rozjaśniać. Pierw czerń przerodziła się w szarość, później w granat, po chwili już w błękit. Daleko przed nimi znad morskiej toni wyszło wielkie, czerwone słońce, lecz nie ono przykuło ich uwagę. Setki drzew porastających zieloną zatokę wynurzyły się jakby znikąd. Piaszczysta plaża aż zapraszała do lądowania, a gładka tafla wody nie stwarzała pozoru niebezpiecznej.
- Zmienić kurs, żagle na maszt, trzymać ster, przynieść rum! – rzucił kapitan z obłędem w oczach, gdyż dawno nic pożywnego w ustach nie miał, a wszechobecna czerń wzbudziła w niejednym chojraku lęk i obawę.
- Kurs lewo na burtę! Wiatru nie ma! Rumu nie ma! – Odpowiedział głos jednego z marynarzy.
Statek wziął leniwy zakręt i skręcił wprost na wyspę. Sunął po gładkiej jak stół wodzie nie wzbijając żadnej, choćby najmniejszej falki. Dookoła pławiły się ryby o rozmaitych kolorach i gabarytach. Co jakiś czas przemykał drapieżnik płosząc całe ławice wyskakujące często ponad powierzchnię wody bez najmniejszego pluśnięcia, odbijające leniwe promienie słońca od złocistych łusek. Bliższe obszary wód przybrzeżnych porastały całe pola alg i wodorostów. Na gigantycznych roślinach żerowały równie pokaźne ślimaki i inne skorupiaki skubiąc powolnie zielone pędy. Woda wypłycała się coraz bardziej, a zielone liście gładziły delikatnie deski statku szeleszcząc przy tym podstępnie. Magia tego miejsca stępiła jeszcze bardziej zmysły podróżników, z głodem informacji w oczach podziwiających barwne krajobrazy. Pewnie dla tego nikt nie zauważył porowatej skały wystającej lekko ponad taflę wody, porośniętej koralowcem i obumarłymi glonami, znajdującej się dokładnie w linii prostej kadłub – brzeg wyspy. Huk i wstrząsy towarzyszące uderzeniu statku o rafę przywróciły świadomość żeglarzy, którzy natychmiast rzucili się ku burtą sprawdzić co się dzieje. Tymczasem pęd łodzi był na tyle duży, by skała wdarła się do środkowej ładowni haratając wszystko na swojej drodze. Kamienie balastowe, zamknięte głęboko pod ładunkami wtoczyły się do wody, a łajba zaczynała tracić stabilność i kołysać się na boki. Z każdą kolejną chwilą statek nabierał coraz więcej wody.
- Opuścić pokład! – rozbrzmiał rozkaz, a pierwsi marynarze przeskoczyli przez barierki i znaleźli się w zadziwiająco mroźnej wodzie. Na domiar złego w rufę statku wbił się przedni maszt kolejnej łodzi, płynącej za Dumną Perliczką. Ponowny wstrząs spowodował ponowne przesunięcie się lodzi i jeszcze większe uszkodzenia wyrządzone przez rafę. Panika panująca na obu okrętach, rany i skaczący ludzie zwabili drapieżniki liczące na łatwe łupy. Już po kilku minutach pod nogami starających się utrzymać przy powierzchni ludzi krążyć zaczęły błękitno szare cienie, a ostre płetwy grzbietowe przecięły jak dotąd spokojną wodę. Co rusz kolejna osoba zostawała wciągnięta pod wodę, kolejna tonęła lub traciła dech z wyziębienia. Nieliczni ważyli się płynąć w kierunku lądu, a i tym spokoju nie dawała matka natura. Długie liście glonów oplątywały się o kostki płynących, a rozpaczliwe próby uwolnienia się z potrzasku kończyły się fiaskiem i jeszcze większym zaplątaniem.
Podobny los spotkał kolejne dwa okręty zmierzające do piaszczystej plaży. Gęsto rozsiane skały i koralowce zdawały się tworzyć nieprzebytą dla statków otoczkę wyspy. Ludzie, którzy znaleźli się w wodzie za wszelką cenę starali się ratować własne życie, pchali się na ostre skały zrzucając jeden drugiego i walcząc o najdrobniejsze skrawki suchej przestrzeni, gdzie mogliby czekać na nadejście ratunku. Lecz takowego z żadnej strony oczekiwać próżno. Ci, którym udało się wspiąć na skały przeczekali i uczepiwszy się skrawków drewna z tonących statków ruszyli w kierunku lądu.
4 statki powolnie, acz nieubłagalnie zostały zassane pod wodę wraz z ładowniami pełnymi sprzętów luksusowych, resztek prowiantu i ubrań. Lecz nie wygody i jedzenie w głowach było rozbitkom. Ci siedząc na dechach, wiosłowali chochlami, deskami i innymi przedmiotami mogącymi posłużyć za wiosła. A dystans pozostały do przebycia zmniejszał się z każdym uderzeniem wiosła o wodę. Ci nieliczni, którym udało się przetrwać i dopłynąć do brzegu, podziwiali majestatyczne statki łamiące się na strzępy i znikające pod wodą, setki skrzyń i sakw wypełnionych złotem, srebrem, perłami, muszlami, chmielem i tytoniem, żelazem i brązem, prochem i saletrą, ołowianymi statuetkami, cynowymi naczyniami, ciepłymi kocami z owczej wełny, suknem, jedwabiem i płótnem, barwnikami krawieckimi, suszonym mięsem, nasionami warzyw i sadzonkami krzewów owocowych wypadające z dziurawych luków bagażowych i ładowni. A na brzegu zastali tylko piasek i kamienie. Pół mili w głąb lasu znajdował się niewielki wodospad ze słodką wodą spadającą z dwudziestometrowych, stromych skał. Dla jednych istny raj na ziemi i ostoja spokoju, dla drugich przypuszczalne miejsce zbiorowej mogiły…
Ciąg dalszy nastąpi...
PS1 : Na początku tylko ludzie. Z czasem gdy zaczną odkrywać kontynent i inne miasta poznają Elfy, Krasnoludy, Niziołki tudzież Hobbity, jak sie poszczęści i zechcecie inne rasy to też ;p
PS2. W miarę rozwoju akcji rozwija się poziom życia, technologie i gałęzie przemysłu.
Azz
Ostatnio edytowany przez Azeroth (2008-05-27 21:33:34)
Offline
Okej ... Może być... ale pod warunkiem, że rozgraniczysz poczatek gry dla ludzi i innych ras. Krasnoludy, Elfowie, Yugrry, oraz Kertianie i Shivanie, a takze bardzo rzadkie Istraliis(Złote Smoki - zapożyczone od Sapkowskiego
) były na tym kontynencie dużo przed ludźmi i nie widze powodu odbierać możliwości odgrywania ich graczom.
Cieszę się, że chcesz stworzyć coś niebanalnego i cenię to, ale wrowadziłem tu prolog, który mamy przedyskutować i zmienić w zależności od naszych wymagań...
Offline
Nie bardzo podoba mi sie pomysł odgrywania smoka. Nagle każdy uzna, że smok to takie wielkie bydle i fajnie by było za takiego uchodzić, a z elitarnej i nielicznej nacji zrobi się więcej niż ludzi Jak dla mnie to starczy dziwnych nazw.
Nie widzę problemu rozpoczęcia równolegle kilku historii dla każdej nacji osobno. Z tym, że trzeba zaznaczyć jak stare narody jak elfy krasnoludy i co tam dalej było egzystują wzajemnie, czyli kto z kim i dla czego, a także kto osobno i dla czego
Offline
Akurat Smok to będzie nacja doprawdyyyyy baaaardzo nieliczna, bo będzie mógł być tylko jeden a do zdobycia go potrzebne będzie 10 PF najmniej .
Cieszę się, że nie widzisz problemu i zapewniam, że jak uporam się z wyciągaiem to dostaniesz wszystko na tacy .
Offline